Orzechowa polędwiczka wieprzowa z sosem jabłkowym i pieczonymi ziemniakami

Przez dwa miesiące zastanawiałam się, czy nie zwinąć blogowego majdanu. W grudniu przygotowałam nawet pożegnalny wpis, ale obiecałam sobie, że z jego publikacją wstrzymam się do stycznia.

Od samego początku istnienia tego miejsca w sieci, publikowanie nowych wpisów i przepisów uzależnione było tylko i wyłącznie od posiadania przeze mnie wolnego czasu i chęci. Żadne rzucanie lubianej pracy, zarabianie w wirtualnej rzeczywistości i przeistoczenie się w jednoosobową fabrykę, wypuszczającą w świat po 10 przepisów tygodniowo, nie wchodziło w grę. Znalazłam hobby, które dawało mi furę radości i satysfakcji. Po prostu.
Gotować kocham, odkąd Mama pozwoliła mi samodzielnie przygotować kaszkę dla mojej młodszej siostry, więc nie tylko to było powodem ekscytacji. Ogromnie cieszyło mnie dzielenie się z Wami tym, co udało mi się w kuchni stworzyć. Oczy mi się świeciły, kiedy czytałam w drodze z pracy, że któryś z przepisów wypróbowaliście, że smakowało, że Was czymś rozbawiłam. Do tego dochodziła frajda, jaką sprawiały mi zmagania z aparatem i robienie zdjęć. Droga, jaką przeszłam od paskudnych fotografii pączka, którego tłem była nie mniej paskudna firanka, poprzez etap, kiedy wydawało mi się, że im na zdjęciu więcej, tym lepiej, po teraźniejsze umiłowanie minimalizmu, głębokiego kontrastu i ciemnych barw, była kręta i wyboista. A do zadowolenia jeszcze daleko…

Wolnego czasu miałam jednak coraz mniej, a jeśli nawet się trafił, to siedzenie przed komputerem było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę. Gotowanie ciągle sprawiało mi radość, ale bieganie z aparatem wokół talerza już niekoniecznie. Wszystko to sprawiło, że w ubiegłym roku przerwy między kolejnymi wpisami sięgały miesiąca, a po opublikowaniu listopadowego curry i ciągłym odwlekaniu zamieszczenia kolejnego wpisu, zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy trwanie tu na siłę ma jakikolwiek sens.

Pod koniec listopada stwierdziłam, że usunę Skumbrie jednym kliknięciem. Zapewne nawet nikt by nie zauważył, że zniknęłam na dobre. Nigellą przecież nie jestem, a w internecie istnieje tyle ciekawych kulinarnie miejsc. Wstrzymałam się jednak.
W grudniu doszłam do wniosku, że parę słów na pożegnanie napisać należy. Że muszę podziękować tym, którzy mnie tutaj odwiedzali, wspierali i doceniali to, co robię. Dzięki którym nie raz, nie dwa śmiałam się od ucha do ucha. Napisałam więc dziękczynno-pożegnalną perorę, która na blogu miała pojawić się przed świętami. Mąż namówił mnie jednak, abym z publikacją tekstu jeszcze poczekała. Do stycznia. Może mi się odmieni, może znowu mi się zachce…

Dziś za tę namowę jestem mu wdzięczna.

Zostaję.

A w ramach rekompensaty za bardzo długie milczenie, oddaję w Wasze ręce przepis na obiad „na wypasie”. Kosztujcie!

SKŁADNIKI NA 2-3 PORCJE:

Mięso:

  • 1 mała polędwiczka wieprzowa (waga ok. 300 g)
  • sól

Marynata do mięsa*:

  • 1 kopiata łyżka masła orzechowego
  • 4-5 łyżek oliwy
  • 2 kopiate łyżki posiekanej natki pietruszki
  • 1 ząbek czosnku
  • 1/4 papryczki habanero
  • 1/2 łyżki płynnego miodu
  • sok z 1/4 cytryny
  • skórka otarta z 1/4 cytryny, wcześniej sparzonej i wyszorowanej
  • pieprz

Sos jabłkowy:

  • 2 kwaśne jabłka, najlepiej odmiany Szara Reneta
  • 6 łyżek soku jabłkowego 100%
  • 1 łyżeczka miodu
  • 1/2 łyżeczki suszonego rozmarynu
  • sok z 1/2 cytryny
  • skórka otarta z 1/2 cytryny, wcześniej sparzonej i wyszorowanej
  • 100 g zimnego masła, pokrojonego w kostkę
  • sól, pieprz

Ziemniaki:

  • 3-4 duże ziemniaki (lub 6-8 małych)
  • 4 łyżki oleju rzepakowego lub oliwy
  • 2 łyżeczki suszonego rozmarynu
  • 1/4 łyżeczki mielonego pieprzu
  • sól morska gruboziarnista

Dodatkowo:

  • natka pietruszki lub gałązka rozmarynu, do dekoracji dania

WYKONANIE:
Marynowanie mięsa:
Mięso umyć pod zimną bieżącą wodą, osuszyć, dokładnie oczyścić z błon i natrzeć obficie solą.

Papryczkę habanero drobno posiekać.
Czosnek obrać i przecisnąć przez praskę.
Masło orzechowe rozmieszać dokładnie z oliwą. Dodać pozostałe składniki marynaty, wymieszać. Doprawić pieprzem.

Polędwiczkę włożyć do naczynia z marynatą, dokładnie ją w niej obtoczyć, naczynie z mięsem przykryć i wstawić na noc do lodówki (maksymalnie na 24 godziny).

Zamarynowane mięso wyjąć z lodówki i zostawić na godzinę w temperaturze pokojowej.

Pieczenie mięsa:
Ogrzaną do temperatury pokojowej polędwiczkę przełożyć do naczynia żaroodpornego lub na wyłożoną pergaminem blachę. Wierzch mięsa posmarować marynatą, która została w naczyniu.
Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200°C i piec bez przykrycia przez 18 minut. Po wyjęciu z piekarnika polędwiczkę przykryć szczelnie folią aluminiową i odstawić na 6 minut.

Gotową polędwiczkę kroić na plastry. Podawać od razu z pieczonymi ziemniakami i gorącym sosem jabłkowym. Dekorować natką pietruszki lub rozmarynem.

Ziemniaki:
Ziemniaki bardzo dokładnie umyć i wyszorować pod bieżącą wodą. Nie obierać, mniejsze pokroić na ćwiartki, większe na ósemki.

W dużej misce połączyć olej lub oliwę, rozmaryn i pieprz. Wrzucić pokrojone ziemniaki i wymieszać. Ziemniaki muszą być dokładnie pokryte oliwą z ziołami.

Blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Rozłożyć na niej ziemniaki, w jednej warstwie, skórką do dołu. Oprószyć gruboziarnistą solą morską.

Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200°C i piec przez 30 minut.
Podawać od razu.

Sos jabłkowy:
Jabłka obrać i pokroić w drobną kostkę. Przełożyć je do rondla z grubym dnem. Dodać sok i skórkę z cytryny, 3 łyżki soku jabłkowego oraz rozmaryn, wymieszać i gotować do czasu, aż jabłka całkowicie się rozpadną. Dodać miód i resztę soku jabłkowego i gotować jeszcze przez 3-4 minuty, często mieszając.
Zdjąć z ognia i od razu dodać pokrojone w kostkę zimne masło. Mieszać do czasu, aż masło się rozpuści. Doprawić solą i pieprzem. Sos można dodatkowo zblendować, ja tego nie robię.
Podawać od razu, np. jako dodatek do ciepłych mięs.

SMACZNEGO!

* Przepis na marynatę inspirowany recepturą Karola Okrasy.

14 replies to “Orzechowa polędwiczka wieprzowa z sosem jabłkowym i pieczonymi ziemniakami

  1. Bardzo swietnie, ze zostajesz 🙂
    Nie musisz byc nigella, po co?! Badz soba,
    Twoj blog jest w deche, jak to sie mowilo za starodawnych czasow.
    Pozdrawiam serdecznie.
    M.

    1. Myślę identycznie jak Milena. Ja tez gine w morzu blogów dobrych i tych dobrze wypromowanych ale kocham pisać o książkach. Ty kochasz gotowanie. Róbmy to, co kochamy, przecież przede wszystkim sobie sprawiamy przyjemność prawda?
      Poza tym wiesz, Twój sernik z mango był niepowtarzalny!!! wiec jestem żywym dowodem na to ze Twoje dania nie tylko wyglądają ale smakują. I to jak!!!

      1. Dzięki za miłe słowo, dobra kobieto! Bardzo lubię sprawiać sobie przyjemność, więc trwam na posterunku 😉
        Aż mi się mimochodem przypomniał tekst Paktofoniki:
        „Robię to, co kocham, to nikomu nie szkodzi
        Robię to, no bo to lubię i wiem, że wiesz, o co mi chodzi
        Robię to, no bo chcę to robić, a wiem, że to mi wychodzi
        Chcę i robię, cała reszta mnie nie obchodzi” 😀

        1. idealnie! ja kiedy watpie tez wychodze z załozenia ze internet pomiesci wszystkich, lasów nie wycinam, nikogo nie obrażam (mam nadzieje) a trochę frajdy mi sie z życia nalezy. Ty masz trudniej, bo nie możesz nas poczęstować, gdyby tak było byłabyś gwiazdą!

  2. Kasiu, jakbym o swoich dylematach czytała 🙈 Póki co też zostaję, chociaż nadal nowych wpisów nie ma. Może Twoja determinacja da mi potrzebnego kopa w cztery litery.
    Cieszę się, że zostajesz ❤😊

    1. Gosiu, tak to chyba już z tym hobbystycznym blogowaniem jest. Mamy rodzinę, pracę, obowiązki, zachwycają nas inne rzeczy i inne aktywności, którym w pewnym momencie wolimy poświęcać swój czas. Na blogowaniu życie się przecież nie kończy. Przynajmniej moje 🙂
      Sama nie wiem, na ile mi tej obecnej determinacji wystarczy. Liczę na to, że na długo.

      A Ty zostań, proszę. Daj sobie jeszcze trochę czasu. Wrócisz, kiedy poczujesz, że tego naprawdę chcesz i potrzebujesz. Kiedy będzie Cię to cieszyć. Albo nie wrócisz. I już. Nic na siłę.

      P.S. Ja się za Tobą stęskniłam bardzo, bardzo! ❤

  3. Fakt, że chciałabyś skończyć z blogowaniem (różne względy i jestem w stanie zrozumieć) nie oznacza, że od razu trzeba blog kasować. W końcu ludzie nie kopiują wszystkich przepisów, a wiesz jaki to ból znaleźć ciekawy przepis a kiedy się w końcu chce przetestować okazuje się, że blog zniknął. Tak się nie robi. Serio. Więc nie masz czasu na publikowanie – nie publikuj. Ale blog zostaw.
    A odnośnie przepisu – jaki to ocet 100%? Bo miewałam 6- i 10-procentowe, ale 100-procentowego nie widziałam. O jedno zero za dużo, czy chodzi o to, że to ma być ocet jabłkowy a nie coś na bazie (jak bywają kremy balsamiczne udające, że są octami balsamicznymi)?

    1. W listopadzie miałam taki pomysł, aby zniknąć całkowicie. Przeszło mi, ale kto wie, czy mnie jeszcze kiedyś nie najdzie. Dzięki za radę, biorę ją sobie do serca.
      W przepisie nie ma octu… Sok 100%, czyli czysty sok bez żadnych dodatków 🙂

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

close-alt close collapse comment ellipsis expand gallery heart lock menu next pinned previous reply search share star